Dziś opiszę samochód na pozór zwykły (choć jednocześnie z zasady i emblematu wyjątkowy) z niezwykłym dodatkiem na karoserii – „GranCoupe”. Zgodnie z realizowaną od kilku lat polityką BMW, producent wydzielił swoje sportowe odmiany do rangi osobnych modeli. Dziedziczą one parzyste numery, których najznamienitszym uosobieniem dla mnie była ósemka z zamierzchłych czasów. Na tej bazie rozszerzona została gama usportowionych BMW: szóstek, dwójek i czwórek.
Ten właśnie ostatni numer „zagrabił” serii trzy – tak lubianej przez młodych ludzi – odmianę coupe. Dodatkowo wprowadzono odmianę pięciodrzwiową, stając w szranki z wyrosłą w ostatnich latach konkurencją luksusowych „pięciodrzwiowych coupe” – w przypadku BMW właśnie GranCoupe.
BMW430 GranCoupe jest liftbackiem o zacięciu sportowym. Przyznajmy, że to zacięcie – mocniej niż przez stylistykę – jest wyrażone przez zawieszenie i ukryte detale pokazujące, dlaczego ta seria, to nie trójka, ale właśnie czwórka.
Na zewnątrz charakter mają podkreślić delikatne skrzela na błotnikach i chromowane końcówki wydechów. Gdy otwieramy drzwi, prezentują nam się szyby bez ramek, a gdy zasiadamy w fotelu, ten wita nas szeregiem regulacji, które mają sprawić, że podczas ciasnych zakrętów jesteśmy nadal w tym samym miejscu fotela. Wśród dostępnych funkcji jest m.in. regulacja trzymania bocznego oraz kołyska pochylająca cały fotel w odpowiedniej dla nas pozycji.
BMW udostępnione do jazdy testowej, posiadało czterocylindrowy silnik o pojemności 2.0 l i mocy 252 KM. Napęd na cztery koła przekazywany jest przez ośmiobiegowy automat, a auto osadzone jest na 19” felgach i oponach 225/40 z przodu i 255/35 z tyłu.
BMW ma naprawdę ciekawą taktykę wobec swoich samochodów. Zewnętrzne linie są skrojone tak, by zaznaczyć długoopadającą linię ku tyłowi, wnętrze natomiast jest pełne kanciastości. Uwagę zwracają przede wszystkim prostokątne kraty nawiewów i radio, mały wyświetlacz pod nim i mnóstwo przycisków wokół.
Wyświetlacz jest przeniesiony na górę, co pozwala na bardzo szybkie dojrzenie pojawiających się na nim komunikatów. Jeśli potrzebujemy niektórych z nich bezpośrednio przed oczami, możemy wyposażyć auto dodatkowo w wyświetlacz HUD.
Zestaw multimedialny możemy sterować również pokrętłem zlokalizowanym na tunelu środkowym oraz oczywiście z poziomu kierownicy.
Testowana wersja posiadała fotele i wykończenia z kremowej skóry, a deska rozdzielcza i tunel środkowy szare listwy ze szczotkowanego aluminium.
To dosyć surowe wnętrze zyskuje w tej wersji sporo przejrzystości. Choć po przesiadce do innej wersji, moją uwagę przyciągnęły wykończenia tekstylnych boczków drzwi.
Muszę dodać, że na granicy wnętrza i zewnętrza mamy jeszcze jeden smaczek, który doprawia te wszystkie stonowane linie. Są to porywające każdego nastolatka (i nie tylko) szyby drzwi bez ramek. Tutaj zarówno z przodu jak i z tyłu. O tak, z tym kojarzą mi się Coupe, a tu mamy podwójne Coupe… GranCoupe.
Szczególik, który polubiłem we wnętrzu to rolka do sterowania opcjami komputera pokładowego. Popieram wszelkie joysticzki, rolki, cyngle, pokrętła – to znacznie wygodniejsze niż ośmiokrotne klikanie przycisków.
Jazda testowa BMW 430 GranCoupe
Czas ruszyć. Wersja udostępniona do jazdy testowej posiadała aktywne zawieszenie, które pracuje świetnie. BMW pewnie trzyma się drogi, a jeśli przejeżdżamy przez tory czy dziury… kręgosłup nie cierpi. Możemy jeszcze nieco zwiększyć komfort, stosując „komfortowy” nastaw zawieszenia. A w momentach, gdy chcemy poczuć nieco więcej adrenaliny, wchodzimy w tryb sportowy, który dodatkowo zmniejsza agresywność działania systemów bezpieczeństwa.
252 KM w tym ważącym 1690 kg samochodzie sprawia, że kąciki ust podnoszą się w momencie przyśpieszania. Jednak nie wydałem ani razu okrzyku lub dźwięku zdumienia. Gdy trzymasz kierownicę, w aucie przyśpieszającym w 5,9 s do setki z automatyczną skrzynią biegów, naciskasz pedał przyśpieszenia i wykorzystujesz bardzo szybko dostępny moment obrotowy (tu: 350Nm już przy 1450obr/min). Chwilę potem prędkości stają się już za wysokie, ale… nie ma we wnętrzu tego zaskoczenia. Co ciekawe, to przyjemne zaskoczenie pojawiło się wtedy, gdy to nie ja siedziałem za kierownicą. W momencie, gdy nie wiedziałem co się stanie, jak kierowca będzie posługiwał się kierownicą i kiedy wciśnie gaz do dechy – wtedy pojawiło się coś więcej niż tylko uśmiech i… to lubię. To szybki samochód. I w każdych warunkach mamy wystarczającą ilość mocy, by bezpiecznie wyprzedzić na coraz bardziej zagęszczonych ulicach. Ale o sporcie tu jeszcze nie mówimy. To ciekawe, że jeszcze dziesięć lat temu w takiej klasie 6 sekund do setki było marzeniem rozpalającym zmysły (ale też wielka turbodziura dawała nam inne odczucia).
BMW serii 4 wydaje się być autem dla niezdecydowanych. Nie chcę mieć typowego sedana, chcę poczuć się nieco bardziej sportowo, ale jednocześnie potrzebuję drugiej pary drzwi. Biorę więc serię 4. W wersji z aktywnym zawieszeniem i napędem 4×4 (430i xDrive, pakietem M i kilkoma innymi za 251 tys. zł), pozwala na nieco więcej osobom, które w drodze z punktu A, do punktu B lubią czasem zahaczyć kółeczkiem o punkt C. Oczywiście, ci pragnący szerszego uśmiechu mogą i powinni skierować się w stronę jeszcze mocniejszych wersji (do 326 KM).
A może chcę po prostu liftbacka ze względu na wygodę załadunku, ale nie schodzę poniżej BMW? Przy tym nie życzę sobie, żeby wszyscy się na mnie patrzyli. To będzie to auto. Wersja z podstawowym silnikiem (184 KM) dostępna jest od 164 tys. zł.
Jazda testowa odbyła się dzięki uprzejmości Autoryzowanego Dealera BMW – Bawaria Motors w Katowicach