… ale dzięki jeździe testowej Nissanem Leaf, pozostawiła lekki dreszczyk emocji. Otóż jeździłem tym samochodem, w piękny wrześniowy (do czasu) dzień. Robiłem zdjęcia w jesiennym deszczu. A artykuł piszę w deszczową zimę, podczas której od dwóch tygodni nie widziałem ani skrawka słońca. I skąd tu wziąć darmową, czy też odnawialną energię na naładowanie baterii, by zebrać się jeszcze w tym roku do napisania tego, co leży zbyt długo. Otóż przedstawiam bohatera dzisiejszego spotkania, którym jest: Nissan Leaf N-Connecta z silnikiem… no właśnie nie ma tu opcji silnikowych. To najnowsza wersja z akumulatorami 40kWh. I do takich danych technicznych będziemy musieli się przyzwyczajać.
Gdy wejdziemy głębiej w dane techniczne, mamy i moc (150KM) i maksymalny moment obrotowy 320Nm, ale tabela zaskakuje nas już jakimiś odnośnikami – w tym przypadku odwołuje nas do normy 1999/99/WE. Co to oznacza? Że jest to parametr, który możemy liczyć sobie jak chcemy? Co w tym przypadku będzie miało największe znaczenie? Pewnie będziemy dowiadywać się w kolejnych latach – póki co musimy przełknąć to, że samochód o mocy 150KM ma prędkość maksymalną (144km/h) porównywalną do 39-konnego Fiata Seicento. Za to jednak ponad dwukrotnie lepsze przyspieszenie (Nissan Leaf 7,9 s 0-100 km/h).
Nissan Leaf z nowym designem
W dalszej części chciałbym się jednak skupić na fotorelacji. Nissan w przypadku obecnej generacji nie poszedł w kolejną interpretację wyróżniającego się w mieście samochodu – mówiąc tu o ekstrawagancyjności jego linii. Bo, to co trzeba przyznać, to że Leaf wyróżnia się stylem – nowym stylem Nissana. Jest od razu rozpoznawalny, przyciąga spojrzenia, ale jednocześnie mówi nam: „Hej, ci najbardziej odważni mnie już kupili – teraz kolej na Ciebie, klienta chcącego wypróbować jaki to komfort, korzystać z elektrycznego samochodu, ale nie chcącego jeździć dziwadłem”. Czy to powiedział Nissan Leaf?
Według mnie tak. I muszę przyznać, że jego zewnętrzne linie przyciągają bardzo, a ogromne napisy „Zero Emission” zachęcają.
Styliści naprawdę mocno pracowali, by zawrzeć w nim sporo nieoczekiwanych i niedostrzegalnych na pierwszy rzut linii i załamań.
Jedną z tych ciekawostek jest oczywiście klapka (tu pewna kontynuacja z Leafa I generacji) o kształcie trapezu w przednim pasie. Pięknie ukryta i wkomponowana tuż ponad grillem. Dobrze, czas podjechać do stacji ładowania…
No cóż, pod supermarketami na razie nie. Tu przyjadę kiedyś rowerem. Udajemy się dalej.
I tu zaczyna się historia… z końcem dobrej pogody. Pełne ładowanie na tej szybkiej ładowarce, to ponad 1,5 godziny, a do 80% jakieś 40-60 minut. Niestety nie zdążyłem przed deszczem. A czy można takie oto baterie podładować w 15 minut o 20% i podjechać dalej? Teoretycznie można. Należy jednak pamiętać, żeby raz na jakiś czas, przejść cały cykl ładowania i rozładowania.
Gdyby się okazało, że nie mamy dostępu nawet do siły (na przykład w parkingu podziemnym), to na pełne naładowanie musimy zarezerwować sobie 21 godzin.
Jak bez baterii
Trzeba przyznać, że bardzo ciekawe jest jak sprytnie inżynierowie upychają te wszystkie baterie. Właściwie nie zauważamy tego faktu, że mamy ukryty tam spory pakiet ogniw. Bagażnik w tej wersji ma 400 l (w najbogatszej wersji Tekna 385 l).
Chyba, że będziemy chcieli zaglądnąć głębiej. Tam gdzie się tego spodziewamy, nie ma zwyczajowego miejsca na koło zapasowe. Nie ma go też pod autem. Dodatkowo, jeśli chcemy ładować auto w trasie, musimy przygotować się na przewożenie 6-metrowego przewodu.
Możemy jednak uporać się z nimi wożąc dedykowaną, ciekawą torbę z pakietu akcesoriów.
Wnętrze wyważone, przyjazne, spokojne…
…ale nie bez smaczków. Jeśli jesteśmy przy ładowaniu, to wzrok skierujmy na podszybie, gdzie mamy umieszczone trzy diody informujące nas o stanie ładowania. Nie musimy wchodzić do samochodu, by orientacyjnie sprawdzić czy samochód jest już naładowany w 50, czy może w 80%.
Bardziej dokładne informacje otrzymujemy na wyświetlaczu umieszczonym w konsoli centralnej, gdzie podczas jazdy mamy również podpowiedzi o tym jak możemy zaoszczędzić nieco energii.
Gdy wyłączysz klimatyzację, przejedziesz o 5km więcej. Ciekawe. Co jest tutaj smaczkiem? Z pewnością niebieski kolor pojawiający się w wielu miejscach tego samochodu. Właściwie trzeba byłoby powiedzieć błękitny – kojarzący się z czystym niebem.
Błękit ten jest obecny również przy niewielkim manipulatorze zmiany biegów.
A także przy jednej z ciekawostek, włączniku tzw. e-Pedal.
Trzeba przyznać, że jazda w tym trybie wciąga. Trzeba przyzwyczaić się, do mocnego hamowania silnikiem przy każdym odpuszczeniu gazu. Jest to inna filozofia jazdy, z pewnością bardziej przydatna w mieście aniżeli w trasie, gdzie noga jednak chciałaby odpocząć chwilę. Musimy bowiem mieć cały czas wciśnięty pedał gazu, gdy chcemy zahamować (auto hamuje do zera), to go odpuszczamy, a gdy chcemy przyśpieszyć, to wciskamy mocno (co daje trochę frajdy). Gdy chcemy jednak „dotoczyć” się do skrzyżowania, musimy pamiętać, by odpuścić gaz dużo później, niż zrobilibyśmy to w naszym nieelektrycznym aucie.
Na trasę Leaf też ma pewną niespodziankę – Pro Pilot
Po pierwsze w trasie nie musimy korzystać z e-Pedal, który jest na szczęście możliwy do wyłączenia jednym przyciskiem, a nie głęboko ukrytą pozycją w multimedialnym menu. Po drugie, samochód możemy doposażyć w Pro Pilot, system półautonomicznej jazdy. To aktywny tempomat skojarzony z innymi asystentami jazdy, który pozwala nam na chwilowe oderwanie rąk od kierownicy.
Jak działa? Dobry film mamy poniżej:
Muszę przyznać, że jazda takim samochodem jest przyjemna i jeśli mówimy o poruszaniu się w okręgu 100km i pozostawianiu auta w garażu do doładowania i jesteśmy w stanie zaakceptować na taką przyjemność kwotę od 149 tys. zł (testowany model kosztował niespełna 164 tys. zł), to można się pokusić. Możemy powiedzieć, że w dekadę cena samochodów elektrycznych spadła o dwie klasy. Dziesięć lat temu w tej cenie mogliśmy mieć elektryczny samochód klasy A (np. Mitsubishi i-Miev). Teraz otrzymujemy dużo praktyczniejszego kompakta.
Na koniec ciekawostka, dla zmarzluchów – elektrycznie podgrzewana tylna kanapa i jej przyciski ukryte w bokach oparć przedniego fotela.
…i rzut oka na tył, gdzie zamiast rury wydechowej, ponownie podziwiać mamy błękitne elementy wykończenia.
Jazda testowa Nissanem Leaf możliwa była dzięki uprzejmości Autoryzowanego Dealera Nissan – Japan Motors z Chorzowa.